Ekspert z CASE pyta: Czy obywatelstwo to nagroda?

O integracji, asymilacji i (oby) niedoszłej nowelizacji ustawy o obywatelstwie pisze Jan Bazyli Klakla z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych.

Publikacja: 11.06.2025 14:52

Ekspert z CASE pyta: Czy obywatelstwo to nagroda?

Foto: Adobe Stock

W Sejmie złożono właśnie poselski projekt nowelizacji ustawy o obywatelstwie polskim, przygotowany przez Prawo i Sprawiedliwość. Choć prawdopodobieństwo jego uchwalenia w obecnym układzie parlamentarnym jest znikome, warto się nad nim pochylić. Nie dlatego, że grozi natychmiastowe jego wejście w życie, ale dlatego, że doskonale pokazuje, jak pewna część klasy politycznej rozumie integrację, migrację i obywatelstwo. A to rozumienie – nawet jeśli dziś przegrywa głosowanie – wciąż kształtuje debatę publiczną i polityczne wyobrażenia.

Projekt ustawy zamyka drzwi do polskiego obywatelstwa

Projekt zakłada wydłużenie minimalnego okresu legalnego pobytu wymaganego do uznania cudzoziemca za obywatela z trzech do dziesięciu lat (pobytu na podstawie zezwolenia na pobyt stały, zezwolenia na pobyt rezydenta długoterminowego Unii Europejskiej lub prawa stałego pobytu, a więc nie liczone od momentu przekroczenia granicy, tylko uzyskania statusu, na który już czekać mogą wiele lat). W uzasadnieniu mowa o „pogłębionej integracji”, „europejskich standardach” i „stabilności społecznej”. Ale tak naprawdę propozycja ta nie reformuje polityki obywatelstwa – ona ją zamyka. Nie buduje wspólnoty – tylko podnosi do niej próg wejścia. I robi to w oparciu o logikę, którą należałoby już dawno porzucić.

W centrum projektu stoi jedno założenie: że obywatelstwo to nagroda – przywilej przyznawany za pomyślne przejście przez test lojalności, języka i kultury. Tę logikę widać choćby w uzasadnieniu nowelizacji, gdzie dłuższy czas pobytu ma zagwarantować lepsze „przygotowanie do pełnienia roli obywatela”. W domyśle: kto nie opanuje języka, nie zrozumie kodów kulturowych i nie udowodni zdolności adaptacyjnych, nie powinien być dopuszczony do wspólnoty politycznej.

Obywatelstwo to nie powinien być ani egzamin, ani trofeum. Ale też niekoniecznie „środek do integracji”, jak próbują przekonywać niektórzy zwolennicy odwrotnej tezy

Problem w tym, że obywatelstwo to nie powinien być ani egzamin, ani trofeum. Ale też niekoniecznie „środek do integracji”, jak próbują przekonywać niektórzy zwolennicy odwrotnej tezy. Obie te narracje – obywatelstwo jako nagroda albo obywatelstwo jako narzędzie – są nietrafione, bo traktują wspólnotę polityczną jako coś zewnętrznego wobec życia migrantów. Tymczasem obywatelstwo to uznanie przynależności, która często dzieje się i tak – przed, pomimo, i niezależnie od paszportu.

Czy przyjęcie obywatelstwa wymaga wyrzeczenia się swoich korzeni?

Nowelizacja nie tylko reprodukuje ideologię obywatelstwa jako nagrody. Ona również podtrzymuje model asymilacyjny, który uznaje, że przynależność wymaga wyrzeczenia się własnych korzeni. To nie przypadek, że autorzy projektu używają tego właśnie terminu – asymilacja – tam, gdzie należałoby raczej mówić o integracji. W modelu asymilacyjnym imigrant musi przestać być sobą, aby stać się „pełnowartościowym” członkiem wspólnoty narodowej. W modelu integracyjnym natomiast, zachowuje swoją tożsamość, a jednocześnie uczestniczy w życiu społecznym kraju przyjmującego.

W badaniach nad migracjami ten rozdźwięk jest znany od dekad. Modele integracyjne – a nie asymilacyjne – przynoszą lepsze efekty społeczne, edukacyjne i zdrowotne. Ludzie lepiej się uczą języka, częściej podejmują pracę, bardziej angażują się obywatelsko, gdy nie muszą się wyrzekać siebie, by być zaakceptowani. Tymczasem wnioskodawcy z Prawa i Sprawiedliwości proponują coś dokładnie odwrotnego: imigrant ma najpierw udowodnić, że się dopasował, a dopiero potem zasłużyć na uznanie. To nie integracja – to presja adaptacyjna ubrana w język odpowiedzialności.

Wbrew temu, co sugerują autorzy nowelizacji, dłuższy pobyt nie gwarantuje głębszej integracji. Przeciwnie, to właśnie trwałość statusu prawnego, jaką daje obywatelstwo, pozwala ludziom zakorzenić się w społeczeństwie: planować przyszłość, inwestować, uczyć się języka

Logika „nagrody za integrację”

Polska już dziś stosuje konkretne kryteria uznania za obywatela: wymagany jest stabilny i regularny dochód, tytuł prawny do lokalu mieszkalnego, znajomość języka polskiego na poziomie B1. Czyli – inaczej mówiąc – trzeba już być w znacznym stopniu zintegrowanym, żeby móc zostać uznanym za obywatela. W tym sensie logika „nagrody za integrację” obowiązuje od dawna. Tyle że teraz ma zostać rozciągnięta na dekadę życia w niepewności.

Wbrew temu, co sugerują autorzy nowelizacji, dłuższy pobyt nie gwarantuje głębszej integracji. Przeciwnie, to właśnie trwałość statusu prawnego, jaką daje obywatelstwo, pozwala ludziom zakorzenić się w społeczeństwie: planować przyszłość, inwestować, uczyć się języka z myślą o długim pobycie. Zwiększenie niepewności, bo tym właśnie jest opóźnienie uzyskania obywatelstwa, nie wspiera integracji. Wspiera rotację, tymczasowość, emigrację dalej na Zachód.

Szczególnie kuriozalne jest uzasadnianie nowelizacji „standardami europejskimi”. Faktycznie, są kraje, które wymagają dziesięciu lat pobytu. Ale są też takie - w tym przywoływane przez wnioskodawców w projekcie - które oferują obywatelstwo np. po dwóch (jak Hiszpania dla dużej części migrantów z Ameryki Łacińskiej czy Filipin). Polska nie wypada tu ani szczególnie łagodnie, ani szczególnie surowo. Atrakcyjne pod tym kątem są przede wszystkim ścieżki przyspieszone, np. dla posiadaczy Karty Polaka, do których proponowana zmiana i tak się nie odnosi.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że nowelizacja nie tyle zmienia, co utrwala obowiązujące w Polsce podejście: traktowanie migrantów z podejrzliwością, mierzenie ich lojalności długością pobytu i zdolnością do podporządkowania się dominującym wzorcom kulturowym. To polityka obywatelstwa jako fortecy – a nie jako wspólnoty.

Obywatelstwo nie powinno być nagrodą

Jeśli coś ten projekt nam pokazuje, to właśnie to: jak łatwo przychodzi decydentom traktowanie obywatelstwa jako aktu warunkowego uznania – a nie konsekwencji życia w społeczeństwie.

Obywatelstwo nie powinno być nagrodą. Nie powinno też być zapłatą za rezygnację z tożsamości. Jest sposobem na potwierdzenie tego, co i tak już się dzieje: że ktoś z nami żyje, pracuje, kocha, uczy się, uczy innych, wychowuje dzieci, płaci podatki i planuje przyszłość. Powinno być afirmacją przynależności, a nie testem wierności.

Dlatego zamiast wydłużać okresy i podnosić poprzeczki, powinniśmy na nowo przemyśleć, po co w ogóle nadajemy obywatelstwo – i czy na pewno chcemy, żeby było ono znakiem wykluczenia, a nie włączenia.

O autorze

Dr Jan Bazyli Klakla

Dyrektor ds. migracji, polityki społecznej i współpracy rozwojowej w CASE – Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych

W Sejmie złożono właśnie poselski projekt nowelizacji ustawy o obywatelstwie polskim, przygotowany przez Prawo i Sprawiedliwość. Choć prawdopodobieństwo jego uchwalenia w obecnym układzie parlamentarnym jest znikome, warto się nad nim pochylić. Nie dlatego, że grozi natychmiastowe jego wejście w życie, ale dlatego, że doskonale pokazuje, jak pewna część klasy politycznej rozumie integrację, migrację i obywatelstwo. A to rozumienie – nawet jeśli dziś przegrywa głosowanie – wciąż kształtuje debatę publiczną i polityczne wyobrażenia.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Piotr Bogdanowicz: Nie wszystko złoto, co się świeci
Opinie Prawne
Bartczak, Trzos-Rastawiecki: WIBOR? Polskie sądy nie czekają na Trybunał
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Zespół Brzoski pokazuje, jak to się robi
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Patologiczne podejście państwa do martwych urodzeń
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Podważanie wyniku wyborów prezydenckich to droga donikąd