Uważam, że w tydzień po wyborach prezydenckich koalicjanci i ich zwolennicy wciąż, przynajmniej publicznie, nie zdecydowali się na użycie języka, który by opisał skalę ich wyborczej porażki adekwatnie do faktów. Nie używa się odpowiednich słów bądź to ze względu na wstrząs, który tabuizuje pewne określenia (jak w powiedzonku „ciszej nad tą trumną”), albo z obawy, że zostanie się zakrzyczanym, skopanym, wdeptanym w PiS-owską niszę. Stąd ta defilada pozorów, pocieszeń, dobrych min do złej gry, albo stadionowych zaklęć w stylu „Polacy nic się nie stało”. Jeszcze bardziej irytują wezwania: „Musimy się wreszcie wziąć do pracy”, w stylu marszałka Szymona Hołowni, który podprogowo (ale i wprost) daje do zrozumienia, że dotąd nie robiono nic. To oczywiście bzdura, bo robiono, ale nawet najbardziej zawzięci stronnicy Donalda Tuska przyznają, że można było zrobić więcej.
Czytaj więcej
Po wyborach prezydenckich w Polsce polityczne napięcie nie opada. W studiu „Rzeczpospolitej” Bogu...
Jaka była stawka wyborów prezydenckich dla rządu Donalda Tuska?
Mam świadomość, że to słowo ciężkie i beznadziejne, ale warto wypowiedzieć je na głos. Otóż wyborcza klęska Rafała Trzaskowskiego to dla rządzących, a zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej katastrofa. I to o takiej skali i wymiarze, że na dobre może odwrócić losy Polski, a nawet wpłynąć na kwestię integracji obywatelskiej. Katastrofa jest tym większa, że wszelkie plany rządzących opierały się na ryzykownej taktyce odkładania kluczowych reform do czasu wyboru przechylnego rządzącym prezydenta. Przedwcześnie założono, że kandydat liberalny ma wybór w kieszeni, więc po tym jak wygra wybory, podpisze się pod wszystkimi ustawami wychodzącymi z kontrolowanego przez rządzących parlamentu. Innymi słowy: stawką tych wyborów była możliwość skutecznego domykania procesu legislacyjnego przez rządzącą większość.
Czytaj więcej
Po wyborach prezydenckich scena polityczna w Polsce przechodzi przewartościowanie. Michał Szułdr...
Od tygodnia wiadomo, że tak się nie stanie. I że prawicowy prezydent będzie sypał piach w tryby i na większość planowanych reform nie ma szans. Nie ma, rzecz jasna, na takie intencje prezydenta innych dowodów, niż jego deklaracje z kampanii; niemniej nie dysponujemy żadną inną wiedzą. Praktycznym wymiarem wyborczej katastrofy jest więc niemal pewność, że Karol Nawrocki będzie blokował wszystkie wygodne dla rządu ustawy, a ten ostatni nie ma w Sejmie większości kwalifikowanej, by te weta obalić.